Całodobowa dostępność. Konsultacja nawet w 15 minut.

Wpływ stresu na zdrowie naszego organizmu. Informacje, które powinien znać każdy!

Aneta Wiśniewska
Autor: Aneta Wiśniewska
Utworzono: 7 czerwca 2025 7 czerwca 2025

Potrzebujesz recepty, zwolnienia lub konsultacji lekarskiej?

Zamów teraz

Nie trzeba być lekarzem, by wiedzieć, że stres nie jest przyjacielem. Ale choć mówimy o nim często – czasem z przesadą, czasem z lekceważeniem, niewielu z nas naprawdę zdaje sobie sprawę z tego, co robi i jaki jest wpływ stresu na nasz organizm. Wciąż brzmi jak słowo-klucz do wyrażenia zdenerwowania, frustracji, czy ogólnego zmęczenia życiem. Ale stres to coś więcej niż chwilowa irytacja na korek drogowy czy nadgodziny w pracy. To potężna siła biologiczna, która jeśli działa długo i nieprzerwanie, potrafi wpłynąć na niemal każdy układ naszego ciała. Stres nie pyta o zgodę. On po prostu zamieszkuje nasz układ nerwowy, reguluje tętno, obniża odporność, zmienia metabolizm, a nawet psuje sen. Działa jak cichy sabotażysta, który z pozoru nie robi nic groźnego, ale systematycznie podważa nasze fundamenty.

 

Stres nie jest wyłącznie domeną dorosłych z korporacyjnego świata. Zmagają się z nim uczniowie przygotowujący się do matury, młode matki walczące z wiecznym niedoborem snu, przedsiębiorcy mierzący się z niepewnym rynkiem. Towarzyszy rozwodom, przeprowadzkom, zmianie pracy i… stagnacji, która również potrafi wywołać emocjonalne napięcie. To właśnie ta powszechność stresu sprawia, że staje się on zjawiskiem tak nieuchwytnym. Przestajemy zauważać, że coś jest nie tak. Zmęczenie? Normalne. Nerwowość? Zrozumiała. Problemy z żołądkiem? Przejdzie. Ale te drobne objawy układają się w długofalowy obraz obciążenia organizmu, który jeśli nieprzerwany – może prowadzić do bardzo realnych, fizycznych skutków.

Od mózgu po jelita: wpływ stresu na funkcjonowanie naszego ciała

Stres to odpowiedź organizmu na zagrożenie: prawdziwe lub wyobrażone. Nasze ciało, zupełnie jak w czasach prehistorycznych, wciąż reaguje tak, jakbyśmy mieli uciekać przed lwem. Mózg, a konkretnie jego część zwana podwzgórzem aktywuje oś HPA: podwzgórze-przysadka-nadnercza, która uruchamia lawinę reakcji hormonalnych. Nadnercza zaczynają produkować kortyzol, czyli hormon stresu, który zwiększa ciśnienie krwi, poziom glukozy i napięcie mięśniowe. Serce bije szybciej, trawienie zwalnia, krew odpływa z organów wewnętrznych do kończyn, a my jesteśmy gotowi do działania.

 

Problem w tym, że współczesne stresory takie jak nadmiar maili, toksyczny szef, presja społeczna czy niepewność finansowa nie kończą się tak szybko jak ucieczka przed drapieżnikiem. Trwają godzinami, dniami, miesiącami. Organizm, który przez długi czas pozostaje w stanie gotowości, zaczyna się męczyć. Kortyzol, który miał być krótkoterminowym pomocnikiem, zaczyna siać spustoszenie. Osłabia układ odpornościowy, utrudnia regenerację komórek, pogarsza jakość snu, powoduje odkładanie tłuszczu w okolicach brzucha i zwiększa ryzyko depresji oraz lęków. Jelita zaczynają źle pracować. Pojawiają się zaparcia, biegunki, refluks. Skóra reaguje wysypką, trądzikiem, atopią. Włosy wypadają garściami, paznokcie stają się kruche.

 

Nie trzeba dramatycznych scenariuszy, by zobaczyć działanie stresu. Przykładowo: przeciętny pracownik biurowy, który przez trzy miesiące nie może odpocząć, cierpi na chroniczne napięcie mięśni karku i pleców, źle sypia i odczuwa kołatanie serca, może mieć już poważne zaburzenia funkcjonowania układu nerwowego. Nie dlatego, że coś mu się dzieje, ale dlatego, że ciało nie ma kiedy wrócić do równowagi. Permanentny stres staje się jego stanem domyślnym.

Stres psychiczny to także stres fizyczny. Czego często nie zauważamy

Jednym z najbardziej niebezpiecznych aspektów stresu jest to, że wielu ludzi nie traktuje go poważnie. O ile ból zęba czy złamana noga wysyłają nas prosto do specjalisty, o tyle przewlekły stres tłumaczymy jako taki już styl życia. To podejście jest szczególnie widoczne u osób ambitnych, które nauczyły się radzić sobie z napięciem poprzez ignorowanie sygnałów wysyłanych przez ciało. Problem w tym, że ciało nie zapomina. Ono magazynuje każde spięcie mięśni, każde przyspieszone tętno, każdy moment, w którym nie daliśmy mu odpocząć.

 

Zaskakująco wielu pacjentów z dolegliwościami układu pokarmowego, zaburzeniami hormonalnymi, bólami głowy czy chronicznym zmęczeniem ostatecznie trafia do psychologa lub psychiatry. Ich objawy somatyczne nie mają bowiem wyraźnej przyczyny medycznej, ale mają źródło w stresie. Zespół jelita drażliwego, zaburzenia snu, nadciśnienie pierwotne, nawet niektóre postacie astmy. Wszystko to może mieć komponent psychogenny. Nasze ciało i psychika nie są dwiema osobnymi krainami. To jedno i to samo terytorium, które tylko pozornie podzieliliśmy.

 

W praktyce oznacza to, że walka ze stresem nie może ograniczać się do ogarnięcia sytuacji w pracy, albo weekendowego spa. Potrzebna jest głębsza zmiana: nauka rozpoznawania sygnałów z ciała, przywracanie balansu poprzez sen, aktywność fizyczną, kontakt z naturą, wyciszenie, rozmowy. Czasem: profesjonalna pomoc terapeuty lub lekarza psychiatry. Częściej, niż nam się wydaje.

Wpływ stresu na długowieczność. Ukryty koszt życia w napięciu

W świecie zdominowanym przez wydajność, cele, plany i terminy, stres urósł do rangi społecznie akceptowanej normy. Każdy dziś się stresuje – słyszymy. Ale to, że coś stało się powszechne, nie oznacza, że jest naturalne. Nasze ciała wciąż funkcjonują według biologicznego rytmu, który nie został zaprogramowany na życie w nieustannym napięciu. Organizm potrzebuje regeneracji. Potrzebuje snu, spokoju, kontaktu z drugim człowiekiem, potrzeby bycia wysłuchanym i zrozumianym. Bez tego zużywa się szybciej.

 

Badania pokazują, że długotrwały stres skraca telomery. To fragmenty DNA odpowiedzialne za ochronę chromosomów i długość życia komórek. Krótsze telomery oznaczają szybsze starzenie się organizmu, większe ryzyko chorób przewlekłych i osłabienie zdolności regeneracyjnych. Inaczej mówiąc życie pod ciągłą presją może sprawić, że szybciej się zużyjemy.

 

Ale jest też dobra wiadomość. Nasze ciało ma niesamowitą zdolność do autoregeneracji, o ile damy mu szansę. Wystarczy tydzień regularnego snu, aktywności fizycznej, wyciszenia i ograniczenia bodźców, by obniżyć poziom kortyzolu i poprawić pracę układu odpornościowego. Wystarczy kilka tygodni psychoterapii, by na nowo nauczyć się rozpoznawać i regulować emocje. Stres nie musi być naszym wrogiem. Może być sygnałem ostrzegawczym. Jak czerwone światło na desce rozdzielczej. Im szybciej zareagujemy, tym mniejsze ryzyko, że silnik się przegrzeje.