Przegrzanie organizmu i jego katastrofalne konsekwencje. Jak opalać się z głową?

Potrzebujesz recepty, zwolnienia lub konsultacji lekarskiej?
Zamów terazW upalne dni ciało człowieka staje się niewidzialnym polem bitwy. Z jednej strony pragniemy ciepła, złocistej opalenizny, promieni słońca muskających skórę jak jedwab. Z drugiej: ciało, nadmiernie rozgrzane, zaczyna słać pierwsze ciche sygnały alarmowe. Pocenie się, zawroty głowy, apatia, często ignorowane jako przesilenie, słabszy dzień albo efekt urlopowy”. Tymczasem za tymi niewinnymi objawami może kryć się stan, który z medycznego punktu widzenia nazywa się hipertermią, czyli przegrzanie organizmu.
To nie żart ani temat z podręcznika do biologii. Przegrzanie organizmu, szczególnie wśród dzieci, osób starszych czy tych, którzy mają choroby przewlekłe, może być stanem zagrażającym życiu. Gdy temperatura wewnętrzna ciała przekroczy 40 stopni Celsjusza, układ nerwowy zaczyna się buntować, enzymy tracą swoją funkcję, a serce bije jak szalone, by choć trochę ulżyć cierpiącemu organizmowi. To nie jest już niewygoda. To kryzys biologiczny. Niestety, latem łatwo jest go zlekceważyć. Często ignorujemy objawy, bo przecież wszyscy leżą na słońcu i w końcu mamy wakacje. Ale to właśnie latem oddziały ratunkowe notują najwięcej przypadków udarów cieplnych. Czasem kończą się one utratą przytomności. Czasem hospitalizacją. A niekiedy, w dramatycznych przypadkach – śmiercią.
Przegrzanie organizmu: słońce jak przyjaciel z trudnym charakterem
Nie chodzi o to, by siać panikę i zabraniać sobie lata, plaży i wakacyjnych kąpieli słonecznych. Promienie UVB są niezbędne dla syntezy witaminy D, a słońce poprawia nastrój, działa przeciwdepresyjnie, reguluje rytm dobowy. Ciepło sprawia, że mięśnie się rozluźniają, a skóra wygląda promiennie. Problem pojawia się wtedy, gdy nasz zdrowy rozsądek przegrywa z chęcią uzyskania jak najszybciej jak najbardziej intensywnej opalenizny.
Opalanie to sztuka balansowania między korzystaniem z dobrodziejstw słońca a unikaniem jego gniewu. I nie chodzi tylko o krem z filtrem. Choć to oczywiście jeden z kluczowych elementów. Ważniejsza jest świadomość własnego ciała, umiejętność obserwowania jego reakcji i rozsądne planowanie ekspozycji na słońce. Kiedy skóra zaczyna być ciepła w dotyku, kiedy odczuwamy duszność, zmęczenie i nawet lekki ból głowy: to nie są przejściowe efekty letniego lenistwa. To pierwsze sygnały, że organizm zaczyna tracić zdolność chłodzenia. A to już wstęp do poważniejszych problemów.
Warto pamiętać, że przegrzanie organizmu to nie tylko problem skóry. To zaburzenie całego systemu termoregulacji. Początkowo daje się we znaki osłabieniem, nudnościami i potliwością. Potem przychodzi zamroczenie, dreszcze, a nawet wymioty czy omdlenia. U osób starszych, odwodnionych lub przyjmujących niektóre leki np. przeciwdepresyjne lub moczopędne, przegrzanie może doprowadzić do zaburzeń rytmu serca, odwodnienia mózgu, a nawet udaru.
Jak działa udar cieplny i czemu nie warto go lekceważyć?
Udar cieplny to już nie przegrzanie, a jego ostateczne stadium. To wtedy organizm przestaje sobie radzić. Temperatura ciała może sięgać nawet 42 stopni. Skóra robi się sucha, gorąca, nie występuje już pot. Paradoksalnie, bo ciało przestaje chłodzić się w naturalny sposób. Tętno przyspiesza, oddychanie staje się płytkie, a świadomość może się zamglić lub całkowicie zaniknąć.
Najbardziej narażone są dzieci do 4. roku życia, seniorzy powyżej 65 lat, osoby z nadwagą i chorobami układu sercowo-naczyniowego. Czasem wystarczy 20 minut intensywnej ekspozycji na słońce bez nakrycia głowy i bez odpowiedniego nawodnienia, by organizm zaczął się gotować. I nie jest to metafora – dosłownie dochodzi do wewnętrznego przegrzania tkanek.
Przykład? W jednym z przypadków z Warszawy, 34-letnia kobieta podczas urlopu opalała się kilka godzin w pełnym słońcu. Zignorowała zawroty głowy i suchość w ustach. Do wieczora trafiła na SOR z zaburzeniami świadomości i gorączką powyżej 41 stopni. Uratowano ją, ale wymagała kilku dni hospitalizacji. A wszystko przez „tylko kilka godzin relaksu na leżaku”.
Czy można opalać się bezpiecznie? Można. Ale trzeba mieć głowę na karku
Bezpieczne opalanie nie oznacza rezygnacji z plaży, ale oznacza rozsądek. Najlepszy czas na ekspozycję na słońce to przed 11:00 i po 16:00. W tych godzinach promieniowanie UVB, odpowiedzialne za produkcję witaminy D, nadal działa, ale ryzyko poparzeń i przegrzania jest zdecydowanie mniejsze.
Nie warto ufać wyłącznie kremom z filtrem, choć są niezbędne. Szczególnie SPF 30 lub wyższy, aplikowany co 2–3 godziny. Równie ważna jest odzież ochronna: kapelusz, jasna koszula, okulary przeciwsłoneczne – oraz regularne picie wody, najlepiej z dodatkiem elektrolitów, zwłaszcza jeśli dzień jest wyjątkowo gorący.
Ciało to nie maszynka do produkowania opalenizny. To złożony, mądry system biologiczny, który daje sygnały, zanim coś pójdzie nie tak. Kluczem jest nauczenie się tych sygnałów słuchać. Jeśli ciało mówi: mam dość, jest mi za gorąco, potrzebuję wody, nie warto być głuchym. W letnim słońcu nie bohaterstwo ratuje zdrowie, lecz pokora wobec natury.
Przegrzanie organizmu: słońce jest dobre, gdy człowiek nie traci głowy
Na koniec warto powiedzieć jasno: opalanie nie jest złe. Wręcz przeciwnie. Może być zbawienne dla nastroju, skóry, kości i psychiki. Ale tylko wtedy, gdy odbywa się w harmonii z ciałem. W dobie Instagrama, kultu opalenizny i filtrowanej perfekcji wakacyjnych ciał łatwo zapomnieć, że piękno to nie tylko kolor skóry, ale też jej zdrowie.
Wybierając się na plażę, miejmy w pamięci, że ciało potrzebuje nie tylko promieni słonecznych, ale też cienia, wody i czułości. I że żadna opalenizna nie jest warta ryzyka udaru. Bo przegrzanie organizmu nie zaczyna się od czerwonych pleców. Zaczyna się od lekceważenia.