
Co to znaczy, kiedy coś jest na cito? Sprawdź, co oznacza ten popularny w medycynie zwrot.
Potrzebujesz recepty, zwolnienia lub konsultacji lekarskiej?
Zamów terazKażdy z nas choć raz w życiu słyszał to tajemniczo brzmiące sformułowanie: To będzie na cito. Pada z ust lekarza, pielęgniarki, rejestratorki medycznej. Pada z powagą, czasem z napięciem, czasem w pośpiechu. I choć nie każdy wie dokładnie, co ono oznacza, instynktownie czujemy, że to coś pilnego. Coś, co wyprzedza kolejkę, zmienia zasady, przewraca system do góry nogami, bo jak się domyślamy, chodzi o zdrowie, życie, o coś ważnego, co nie może czekać.
„Na cito” pochodzi z łaciny i w dosłownym tłumaczeniu znaczy „pilnie”, „natychmiast”, „bezzwłocznie”. Ale w rzeczywistości to nie tylko określenie czasu wykonania badania czy konsultacji. To raczej symbol pewnej hierarchii potrzeb, systemu wartości, jaki obowiązuje w medycynie. Tej codziennej, szpitalnej, gabinetowej i tej zupełnie osobistej, kiedy czekamy na wynik, diagnozę czy pomoc. W tym krótkim słowie mieści się cały dramatyzm i logistyka opieki zdrowotnej.
Ale jak to działa w praktyce? Kto decyduje, że coś jest „na cito”? Czy da się to przyspieszenie załatwić? I czy cito zawsze oznacza natychmiast? Spróbujmy się temu przyjrzeć, bez zbędnego spięcia, ale z szacunkiem dla tematu, który potrafi naprawdę zaważyć na ludzkim życiu.
Cito w teorii i praktyce: kiedy pilne oznacza pilne, a kiedy tylko ważne
W idealnym świecie „na cito” oznaczałoby działanie natychmiastowe, niczym w serialach medycznych, gdzie pacjent wjeżdża na salę operacyjną niemal w tym samym momencie, w którym pada diagnoza. Ale w rzeczywistości medycznej, szczególnie tej polskiej, systemowej, pojęcie „cito” jest nieco bardziej elastyczne. To nadal oznaczenie pilności, jednak jego interpretacja zależy od wielu czynników: od dostępności sprzętu, obłożenia pracowni diagnostycznych, liczby personelu, a nawet… dnia tygodnia.
Na przykład: jeśli lekarz wypisuje skierowanie na badanie USG jamy brzusznej „na cito”, w teorii powinno ono zostać wykonane w ciągu najbliższych godzin, może dni. Ale jeśli nie ma wyraźnego zagrożenia życia, a pacjent trafi do długiej kolejki pacjentów z identycznym dopiskiem, „cito” może oznaczać „najbliższy możliwy termin”. I to bez gwarancji, że będzie on faktycznie bliski. W diagnostyce szpitalnej, gdzie pacjent leży na oddziale i potrzebuje pilnej tomografii czy EKG, „na cito” może oznaczać działanie w ciągu 15 minut. W przychodni może to być najbliższy wolny termin, który nie wypada za miesiąc.
Ten rozdźwięk bywa frustrujący dla pacjentów. Wielu z nas słysząc „na cito”, wyobraża sobie błyskawiczne tempo, a potem zderza się z rzeczywistością recepcji medycznej, gdzie „cito” walczy o uwagę z „niecierpiącym zwłoki” i „na już”. Warto jednak zrozumieć, że „cito” to pewien sygnał. To wezwanie do priorytetyzacji. To lekarz decyduje, czy dane badanie czy konsultacja powinny być wykonane poza standardową kolejką. A system w miarę swoich możliwości próbuje to wezwanie uszanować.
Dlaczego „na cito” jest tak często nadużywane i co z tego wynika?
Z punktu widzenia pacjenta „cito” może wydawać się magicznym słowem. Trochę jak klucz dostępu do szybszej ścieżki. Kiedy coś niepokoi, boli, kiedy czas gra na niekorzyść, naturalnie chcemy przyspieszyć wszystko, co się da. I czasem nie oszukujmy się, próbujemy wpłynąć na lekarza, żeby dodał ten mały dopisek, bo słyszeliśmy, że z nim łatwiej się dostać. Lekarze z kolei, chcąc pomóc swoim pacjentom w obrębie systemowych ograniczeń, też czasem stosują „cito” jako narzędzie nacisku na pracownię czy poradnię. I tak pojęcie, które miało oznaczać wyjątkowe sytuacje, staje się powoli codziennością. A jeśli wszystko jest pilne, to nic nie jest pilne.
W efekcie pracownie obrazowe, laboratoria i poradnie specjalistyczne są przeciążone skierowaniami „na cito”, które często nie mają klinicznego uzasadnienia. Personel medyczny uczy się filtrować te dopiski i traktuje je z pewnym dystansem. To z kolei uderza w tych pacjentów, dla których „cito” naprawdę oznacza stan zagrożenia życia, bo ich potrzeba bywa wrzucana do jednego worka z mniej dramatycznymi przypadkami. Mamy tu klasyczny przykład inflacji znaczenia: kiedy ważne słowo traci siłę przez nadużycie.
To nie znaczy, że pacjenci nie powinni prosić o szybszy termin, jeśli mają realne powody do niepokoju. Ale warto zaufać lekarzowi, który oceni, czy przypadek rzeczywiście wymaga „cito”, czy można go zakwalifikować jako pilny w innym sensie. Tym mniej administracyjnym, a bardziej rzeczowym.
Cito jako narzędzie zarządzania zdrowiem. Kiedy szybka reakcja może uratować życie
Pomimo całego chaosu i nadużyć, warto pamiętać, że pojęcie „na cito” spełnia bardzo ważną rolę w systemie ochrony zdrowia. Pozwala klasyfikować potrzeby zdrowotne według stopnia pilności. Pozwala wyłuskać spośród tysięcy pacjentów tych, których zdrowie naprawdę wymaga błyskawicznej reakcji. Bo są takie sytuacje, kiedy każda minuta ma znaczenie: podejrzenie zatorowości płucnej, rozległy zawał, tętniak, objawy udaru, krwotok wewnętrzny. W takich przypadkach „cito” nie jest opcją. Wtedy to konieczność.
Warto przytoczyć tu prosty przykład. Pacjent zgłasza się na SOR z silnym bólem głowy, niedowładem ręki, problemami z mową. Personel podejmuje błyskawiczną decyzję: cito tomografia głowy. To nie jest zwykła formalność – od momentu podania kontrastu do pierwszych wyników mija 20 minut. Na ich podstawie podejmuje się decyzję o leczeniu trombolitycznym. W takim układzie „na cito” ratuje nie tylko zdrowie, ale i pełną sprawność. Bo czas w neurologii to mózg, a każda minuta opóźnienia to tysiące neuronów mniej.
Kiedy warto zrozumieć system. O tym, że cito to nie magiczne słowo, tylko odpowiedzialność
Na koniec warto zostawić jedno zdanie, które może nie jest szczególnie efektowne, ale niesie dużą wartość: „na cito” to nie tyle przywilej, co odpowiedzialność. Bo jeśli zrozumiemy, że ten dopisek ma sens tylko wtedy, kiedy używa się go rozważnie, będziemy bardziej świadomi zarówno jako pacjenci, jak i jako członkowie społeczeństwa. Medycyna to nie supermarket z opcją ekspresowej kasy. To system, w którym każde przyspieszenie musi być uzasadnione. Nie przez emocje, ale przez kliniczną ocenę sytuacji.
Warto też pamiętać, że zaufanie do lekarza to podstawa tej współpracy. Jeśli lekarz mówi, że nie ma potrzeby dopisywać „na cito”, to nie dlatego, że chce nam zrobić na złość. Być może właśnie w ten sposób chroni nasze zdrowie pozwalając systemowi działać w sposób sprawiedliwy, a nie chaotyczny. „Na cito” nie zawsze oznacza zaraz. Ale jeśli już pada, to powinno mieć ciężar odpowiedni do swojej rangi.