Całodobowa dostępność. Konsultacja nawet w 15 minut.

Co to jest stan przedzawałowy? Kiedy mamy z nim do czynienia i jak z nim postępować?

Aneta Wiśniewska
Autor: Aneta Wiśniewska
Utworzono: 11 kwietnia 2025 11 kwietnia 2025

Potrzebujesz recepty, zwolnienia lub konsultacji lekarskiej?

Zamów teraz

Są takie momenty, w których organizm krzyczy. Nie mówi, nic nie sugeruje, ale właśnie krzyczy, że coś jest nie tak. Zazwyczaj dzieje się to po cichu, trochę nieśmiało. Może to uczucie duszności po wejściu po schodach, może nagły ucisk w klatce piersiowej, może ten dziwny ból, który promieniuje aż do ramienia albo żuchwy, a może po prostu ogólne, niezidentyfikowane złe samopoczucie, które zrzucamy na zmęczenie, stres lub pogodę. Czasem to właśnie w ten sposób organizm daje nam znać, że jesteśmy o krok od czegoś poważnego. Tego kroku, który dzieli nas od zawału serca. I wtedy pojawia się to niepozorne określenie: stan przedzawałowy.

 

Choć brzmi nieco dramatycznie, stan przedzawałowy nie zawsze kończy się zawałem. Jest raczej momentem granicznym, sygnałem alarmowym, który, odpowiednio odczytany, może uratować życie. Tyle tylko, że w dzisiejszym świecie, w którym wszyscy jesteśmy zagonieni, zestresowani i przekonani, że jesteśmy niezniszczalni, często ten sygnał przechodzi niezauważony. Dlatego warto go poznać, zrozumieć i potraktować poważnie.

Czym tak naprawdę jest stan przedzawałowy?

Stan przedzawałowy nie ma jednej, konkretnej definicji, którą można by zamknąć w dwóch zdaniach podręcznika. To raczej zbiór objawów i okoliczności, które wskazują na poważne niedokrwienie mięśnia sercowego. Innymi słowy sytuację, w której serce nie otrzymuje wystarczającej ilości tlenu, by prawidłowo funkcjonować. Przyczyną jest najczęściej miażdżyca, czyli zwężenie naczyń wieńcowych przez złogi tłuszczowe, które z czasem ograniczają przepływ krwi.

 

Z medycznego punktu widzenia mówimy o niestabilnej dławicy piersiowej, czyli takiej, która pojawia się nagle, bez wyraźnej przyczyny, nawet w spoczynku, i nie ustępuje po kilku minutach. Może trwać kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt minut. To nie jest już ten typowy ból, który odczuwamy po wysiłku i który przechodzi po odpoczynku: to już inna liga. To moment, w którym serce mówi: dalej tak nie pociągnę.

 

Często towarzyszy temu ból zamostkowy. Głęboki, gniotący, czasem piekący. Może promieniować do lewej ręki, szyi, pleców czy żuchwy. Ale objawy bywają też bardziej podstępne. Nudności, zawroty głowy, potliwość, duszność, a nawet… niepokój, trudny do zdefiniowania lęk. Zdarza się, że osoby doświadczające stanu przedzawałowego czują, że „coś się dzieje”, choć nie potrafią tego dokładnie nazwać. I to właśnie to „coś” powinno nas zaalarmować.

Kiedy najczęściej dochodzi do stanu przedzawałowego?

Nie ma jednego scenariusza. Czasem przydarza się osobie starszej, która od lat zmaga się z chorobą wieńcową. Czasem pojawia się u kogoś młodszego, kto nigdy nie skarżył się na problemy z sercem, ale żyje pod ciągłym napięciem, pali papierosy, źle się odżywia i nie daje sobie szansy na regenerację. Stres, zła dieta, brak aktywności fizycznej, nadwaga, nadciśnienie, cukrzyca: to wszystko są czynniki ryzyka. Ale stan przedzawałowy może zaskoczyć każdego, również kobietę w średnim wieku, której jedynym grzechem była intensywna praca i chroniczne przemęczenie.

 

Warto wiedzieć, że objawy u kobiet mogą być inne, mniej typowe. Zamiast klasycznego bólu w klatce piersiowej, mogą występować uczucie duszności, osłabienie, bóle brzucha, nudności czy zawroty głowy. To dlatego kobiety częściej ignorują objawy lub są źle diagnozowane, zwłaszcza jeśli nie mieszczą się w stereotypie potocznie zwanego sercowca. Stan przedzawałowy może być też efektem nagłego wzrostu ciśnienia, gwałtownego wysiłku fizycznego, silnego stresu, ale również odwodnienia, gorączki czy infekcji. Czasem to suma wielu drobnych czynników, które z pozoru wydają się błahe, ale w połączeniu stają się niebezpieczne.

Co robić, gdy podejrzewamy stan przedzawałowy?

Przede wszystkim: nie bagatelizować. To absolutnie kluczowe. Wiele osób próbuje przeczekać, poleżeć, wziąć tabletkę przeciwbólową albo magnez. Tymczasem każda minuta może decydować o dalszym losie. Jeśli ból trwa dłużej niż 10 minut, nie ustępuje po odpoczynku, należy niezwłocznie wezwać pogotowie. Nie jechać samodzielnie, nie odkładać tego na później, nie liczyć, że jutro przejdzie.

 

W oczekiwaniu na pomoc najlepiej położyć się lub usiąść wygodnie i unikać zbędnego ruchu. Jeśli osoba miała przepisane leki przez kardiologa warto je przyjąć, ale nie eksperymentować z czymś, czego wcześniej nie stosowała. Jeśli jest to osoba z podejrzeniem zawału, podanie aspiryny, czyli kwasu acetylosalicylowego może być pomocne, ale tylko jeśli nie ma przeciwwskazań np. alergii.

 

Po przyjeździe pogotowia sytuacja rozwija się błyskawicznie: EKG, badanie troponin, obserwacja, decyzja o ewentualnym transporcie do pracowni hemodynamicznej. Wszystko po to, by zatrzymać rozwój zawału, jeśli jeszcze nie doszło do jego pełnego wystąpienia. Dlatego tak istotne jest, by działać szybko.

Czy można zapobiec stanowi przedzawałowemu?

I tu odpowiedź jest jednocześnie prosta i trudna: tak, ale wymaga to pracy. Najważniejsze to zadbać o serce z wyprzedzeniem. Zmiana stylu życia, unikanie długotrwałego stresu, zdrowa dieta bogata w warzywa, owoce, ryby, pełnoziarniste produkty, a także regularna aktywność fizyczna, kontrola masy ciała, rzucenie palenia, ograniczenie alkoholu, kontrolowanie poziomu cholesterolu, ciśnienia i cukru. Wszystko to są działania, które redukują ryzyko.

 

Regularne badania kontrolne, szczególnie po 40. roku życia, powinny być rutyną, a nie reakcją na niepokojące objawy. Kardiolog, EKG, próba wysiłkowa, echo serca, badania laboratoryjne. To wszystko można zaplanować wcześniej, zanim pojawi się problem. Bo prewencja zawsze działa lepiej niż leczenie.

Słuchać ciała czyli najważniejsza rada

Stan przedzawałowy to moment, w którym organizm wyciąga do nas rękę. Nie uderza młotkiem, nie wali w dzwony, ale wyraźnie daje znać, że coś trzeba zmienić. To nie jest sytuacja bez wyjścia. To raczej ostatni przystanek, zanim pociąg odjedzie w stronę poważnych konsekwencji. Wystarczy zatrzymać się, posłuchać siebie, a potem odpowiednio zareagować.

 

Nie chodzi o to, by żyć w lęku przed zawałem, ale o to, by żyć uważnie. Wiedzieć, co się dzieje w naszym ciele, znać swoje granice, reagować na sygnały. Bo kiedy serce zaczyna mówić dość, warto go posłuchać, zanim zrobi to na swój, bolesny sposób.